Podczas corocznego losowania ćwierćfinałów Ligi Mistrzów w Nyonie 17 marca, los zgotował Juventusowi niemiłą niespodziankę, losując FC Barcelone. Najmocniejszy zespół XXI wieku miał przyjechać na J- stadium opromieniony historyczną remontadą w spotkaniu z Paris Saint- German odrabiając straty z pierwszego spotkania i wygrywając aż 6-1. Pavel Nedved w wywiadzie udzielonym La gazetta dello sport powiedział, iż Bianconeri nikogo się nie boją, jednakże trudno było się nie uśmiechnąć przy słowach byłego kapitana reprezentacji Czech, który sam akurat ma bardzo dobre wspomnienia ze spotkań z Blaugraną. Za ekipą dowodzoną przez Massimiliano Allegriego stały również mocne argumenty, tj. brak porażki na własnym stadionie od 2013 roku. Mecz rozpoczął się od huraganowych ataków „Starej Damy” i już bardzo szybko, bo w 7 minucie spotkania po rozrzuceniu akcji do boku Juan Cuadrado obsłużył swojego kolegę Paulo Dybale przytomnym zagraniem w pole karne, a ten mając za dużo wolnej przestrzeni przymierzył po długim rogu pokonując bezradnego Ter-Stegena. Kiedy każdy oczekiwał cofnięcia się Włochów pod własne pole karne, nastąpiło coś niespodziewanego, Pjanić zagrał długą piłkę na skraj pola karnego do Mario Mandzukicia. Chorwat po zejściu do środka odegrał na 16 metr, a tam nadbiegający „La Yoja” pokonał po raz drugi bramkarza gości. Barcelona oszołomiona początkiem spotkania w wykonaniu miejscowych, doszła do głosu i w przeciągu 5 minut dwukrotnie poważnie zagroziła bramce Buffona, który raz w spektakularny sposób wybronił strzał Iniesty. Przy drugiej z sytuacji był bezradny, jednak odpowiedzialny za zawody Szymon Marciniak odgwizdał słuszną pozycję spaloną Leo Messiego. Do przerwy 2-0 i ofensywne zmiany w szeregach Hiszpanów, Andre Gomes za bezproduktywnego Jeremiego Methieu. Druga połowa poza niecelnym strzałem Messiego, stała pod znakiem walki w środku pola. Po jednym z rzutów rożnych piłka posłana przez Miralema Pjanicia trafiła wprost na głowę Giorgio Chielliniego, który w walce z o dwie głowy niższym Mascherano nie miał problemu i skierował piłkę do siatki. Nawet najbardziej niepoprawni optymiści z kibiców Juventusu, nie wierzyli w taki scenariusz. Do końca spotkania mimo strzałów Luisa Suareza, czy też nieuznanej bramce Bianconerich (tym razem niesłusznie) wynik nie uległ zmianie. Historyczne zwycięstwo stało się faktem. Przed rewanżem Luis Enrique ma ogromny problem, kibice natomiast nawołują do kolejnej remontady i odrobieniu strat. Cytując jednak klasyka „Juventus to zły materiał na frajera” i ciężko się z tymi słowami nie zgodzić, biorąc pod uwagę tylko 2 bramki stracone w tej edycji Ligi Mistrzów. Tak więc, rewanż za finał w Berlinie jak najbardziej udany, a nie jeden fan Bianconerich skończył tylko na jednym piwie tego wieczoru. Forza Juve!